jakieś istoty dziesięć razy inteligentniejsze od człowieka, byłyby dziesięć razy na swój sposób religijniejsze. — »Tak! Ale na swój sposób — powtórzył Groński — i może bardzo odmienny«. — Jego dramatem duchowym (a często myślał, że i wielu podobnych do niego ludzi) było to, że absolut przedstawiał mu się jako otchłań, jako jakieś syntetyczne prawo wszelkich praw bytu. Otóż mniemał, że na pewnym stopniu rozwoju umysłowego niepodobna wyobrażać sobie tego prawa pod postacią dobrotliwego starca, albo oka w promiennym trójkącie — chyba, że się bierze rzeczy symbolicznie i że się uważa, że ten starzec, lub to oko wyraża tak wszechzasadę bytu jak poziomo nakreślona ósemka wyraża nieskończoność. Lecz w takim razie czymże będzie dla człowieka ta wszechzasada? Zawsze nocą, zawsze otchłanią, zawsze czemś niedosiężnym — zaledwie jakiemś głuchem poczuciem, nie zaś jasnem pojęciem, z którego mocy można zrozumieć zjawiska bytu i odpowiedzieć na rozmaite: dlaczego? »Człowiek, (monologował Groński), jest zarazem i zanadto i zamało inteligentny. Bo, ostatecznie, żeby wierzyć po prostu, trzeba bezwarunkowo pozamykać rozmaite okiennice umysłowych okien i nie pozwolić sobie przez nie patrzeć — a gdy
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —