któr Porębski. Był on szkolnym kolegą Grońskiego i w ostatnich latach leczył go na nerwy, więc znał go doskonale. Otóż, pewnego razu, wysłuchawszy jego rozmaitych refleksyi i narzekań na niepodobieństwo znalezienia odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania — rzekł mu: — »To jest zabawa, na którą potrzeba czasu i środków. Gdybyś musiał pracować na chleb, tak jak ja, nie zawracałbyś głowy sobie i innym. Wszystko to przypomina gonitwę psa za swoim ogonem. A ja ci powiadam: patrz na to, co cię otacza, nie na własny pępek, i jeśli chcesz być zdrów, to... carpe diem!« — Groński uznał wówczas te słowa za nieco brutalną i więcej lekarską, niż filozoficzną radę, ale gdy przypomniały mu się obecnie, począł sobie mówić: »Rzeczywiście, ta droga, na którą ustawicznie, jakby ze złego przyzwyczajenia wchodzę — nie prowadzi nigdzie, i kto wie, czy te kobiety, modlące się w tej chwili z taką wiarą, nie są bez porównania rozumniejsze odemnie, nie mówiąc już o tem, że są spokojniejsze i szczęśliwsze.
Tymczasem pani Krzycka poczęła mówić: »Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża rodzicielko«, a kobiece głosy odpowiedziały jej natychmiast: »naszemi prośbami nie racz gar-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.
— 87 —