Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

prawie dzieckiem, i zarazem nierozkwitłym jeszcze kwiatem, który on zerwał i nosił czas jakiś przy piersi. Pamięć o tem mogła być wyrzutem tylko dla niego — jej nie obciążała żadną winą. Przypomniał sobie te księżycowe noce, w których się skradał do młyna, te szepty, które były jedną cichą pieśnią miłości i upojenia, przerywaną tylko pocałunkami; przypomniał sobie, jak tulił do serca jej pachnące sianem, polne, dziewczęce ciało, jak spijał z jej oczu łzy i jak mówił jej, że oddałby za nią wszystkie panny ze wszystkich dworów. Sielanka minęła, ale teraz powiało na niego od niej tchnienie pierwszych młodocianych lat, pierwszej miłości, pierwszych uniesień i prawdziwej a wielkiej poezyi życia. Przytem była prawda i w tem, co powiedział, zwierzając się w Jastrzębiu ostatnim razem Grońskiemu: że ta dziewczyna kochała go tak, jak napewno nie będzie go kochała żadna inna w świecie kobieta. I na tę myśl serce poczęło w nim topnieć. Wraz z falą wspomnień wracała Hanka i brała je napowrót w dłonie...
Tak. Ale to była Hanka, a teraz jest panna Anney. W Krzyckim od czasu, gdy ją pokochał, rwały się do niej zmysły, jak skowycząca sfora,