sujące. Wczoraj doprowadziłem go do wyznania, że socyaliści czystej wody za największych wrogów poczytują chłopów i radykalną burżuazyę. Zacząłem podlewać oliwy do ognia, a on się rozgadał. Chłop żywiołowo dąży do własności i tego dążenia dyabeł w nim nie wykorzeni, a co do burżuazyi, to mówi tak: »Co nam szkodzi, powiada, tych trochę szlachty i księży, którzy się jeszcze kręcą po świecie. Wróg, to burżuj, zarówno bogaty, jak ubogi. Wróg, to radykał, który myśli, że jak będzie krzyczał, że nie wierzy w Boga i księży, to już tem nas kupi. Wróg to taki gębacz, który przemawia w imię ludu i gotów nas pod pachy łechtać, żebyśmy się do niego roześmieli... to taki, który mizdrzy się do nas, jak pies do osełki masła — a zachowuje wszelkie instynkty burżuja«. I gadał tak dalej, aż ja powiadam: Hola! wyście przecie z radykałami «fratrers Helenae!« A on na to: »Nieprawda! Radykalna, bogata burżuazya, która się ze strachu maluje na czerwono i pożycza od nas sztandaru i metod, wprowadza tylko zamęt w umysły i zaśmieca nam ideę — a uboga, jeśli tylko oszczędza rocznie, choćby najdrobniejsze kwoty, szkodzi nam, bo może ofiarować pracę za niższą cenę niż czysty pro-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —