Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.
—   152   —

— Przysięgam ci na wszystko z czego kpię, że wbrew moim zwyczajom i upodobaniom, mówię w tej chwili prawdę.
To rzekłszy, kiwnął na służącego i kazał podać dwie butelki, licząc, że potem przyjdzie kolej na następne. Tymczasem Dołhański rzekł:
— Spotkałem dziś Krzyckiego. Zle wygląda, jakiś nieswój — i mówił mi, że nie mieszka już u ciebie, tylko w hotelu. Czyście się wypadkiem nie poróżnili?
— Nie. Ale on wyprowadził się odemnie, a pani Krzycka od pani Otockiej.
— To jakaś epidemia — zawołał Świdwicki — bo i mój nożowiec mnie opuszcza.
— Chyba coś zaszło między Krzyckim a panną Anney? — zapytał. — Ja przypuszczałem, że tam już jest bardzo blizko. Rozeszli się — czy co?
— Marcepan ta Angielka! — wtrącił Świdwicki — ale jej służąca ma w sobie więcej elektryki...
Groński zawahał się przez chwilę, poczem rzekł:
— Nie rozlecieli się, ale coś zaszło. Nie wiem, pocobym robił tajemnicę z tego, o czem się prędzej, później dowiecie. Pokazało się, że