tką i z tak zwaną opinią towarzyską, której nie chodzi o zasady, tylko o plotki, i która szuka przedewszystkiem pokarmu dla własnej głupowatej złośliwości. Ale spodziewał się matkę przejednać, co zaś do złośliwców, uśmiechających się ironicznie z byle powodu, tym, jego rozdęte na samą myśl o tem nozdrza i zaciśnięte zęby nie zapowiadały nic dobrego. Lecz te przewidywane rycerskie wystąpienia, to była przyszłość, a tymczasem porywcza natura popychała go do natychmiastowego czynu. Postanowił iść zaraz do matki i ostatecznie się z nią rozmówić, spojrzawszy jednak na zegarek, przekonał się, że była blizko trzecia w nocy. Wobec tego, rzecz była niepodobna. Nie czując wszelako najmniejszej potrzeby snu, a pragnąc koniecznie coś zacząć, siadł do pisania listów. Przedewszystkiem zamknął do koperty list panny Anney, ponieważ chciał przesłać go matce przed ostateczną z nią rozmową, następnie zabrał się do pisania do panny Anney, ale wkrótce przerwał je, przyszło mu bowiem do głowy, że skoro dał słowo, iż przez tydzień będzie milczał, to nie ma prawa tego czynić. Natomiast, po krótkim namyśle, skreślił parę słów do pani Otockiej, z prośbą, by mu pozwoliła przyjść do siebie w dniu jutrzejszym.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.
— 177 —