od chwili zbliżenia się z panią Otocką, budowała w duszy, może runąć, było jej niezmiernie przykre. Przez chwilę uczuła jakby niechęć do panny Anney. Postanowiła też przyglądać się od tej pory obojgu baczniej — i rozmówić się z Grońskim.
Lecz dalszy ciąg wieczora przywrócił jej otuchę, gdy bowiem towarzystwo przeszło do salonu, wydało jej się po pewnym czasie, że to, co widziała na werandzie, było złudzeniem. Jakoż istotnie dzień ten nie zakończył się dla Władysława i panny Anney tak pogodnie, jak to zapowiadał zachód słońca. Powiał między nimi jakiś chłodniejszy wiatr, pani Krzycka nie mogła zaś wiedzieć, że przyczyną tego, ze strony jej chłopaka, jest zazdrość! Oto panna Anney po powrocie do pokoju, rozpoczęła na uboczu ze Szremskim tak długą rozmowę, że Władysława poczęło to drażnić! Obaczył, że ona mówi nie tylko z ożywieniem, ale jakby i z przymileniem; widział rozjaśnioną twarz doktora, z której łatwo było wyczytać, że ta rozmowa robi mu szczerą przyjemność — i w serce ukąsił go wąż. Tego, co mówiła panna Anney, nie mógł dosłyszeć, zdawało mu się tylko, że o coś nalega. Natomiast Szremski nie umiał rozmawiać
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —