Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.
—   268   —

— Oto są! — rzekł Krzycki.
Groński założył je na nos i począł czytać:
»Pan sam podarł i podeptał naszą radość, nasze szczęście, moją ufność i to głębokie przywiązanie, jakie dla pana miałam. Na pytanie pana, czy już tych uczuć nigdy nie odnajdę, odpowiadam, że szukam ich napróżno. Jeśli się kiedy odnajdą, powiem to panu z tą samą szczerością, z jaką dziś mówię, że mam w sercu sam tylko żal i smutek, które na wspólne życie wystarczyć nie mogą«.
— Tylko tyle! — rzekł Krzycki.
— Moje przewidywania — odpowiedział Groński — sprawdzają się aż nadto dokładnie. Źródło na razie wyschło.
— Do dna, do dna, ani kropli na ochłodę.
Groński milczał przez chwilę, poczem rzekł:
— A ja myślę, że jednak nie. To nie jest całkiem beznadziejne. Zostaje smutek, żal i jakby przewidywanie powrotnej fali... Oczywiście, nie napłynie ona dziś, ani jutro... Wobec tego tobie pozostaje, albo wytrwać cierpliwie, i zdobywać nanowo to, coś stracił, albo, jeśli nie masz na to dość siły, wziąć jakie nożyce i przeciąć resztę nici.
— Takich nożyc nie znajdę. Pamięta pan,