Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.
—   269   —

co ona dla mnie czyniła, gdym był ranny? Ja tego nie zapomnę.
Ma to Groński przysłonił oczy ręką, popatrzył pilnie na Władysława i zapytał:
— Mój kochany, czyś ty zadał sobie jedno pytanie?
— Jakie
— Co cię więcej boli: czy utrata panny Hanny, czy zraniona miłość własna?
— Dziękuję panu — odrzekł z ironią Krzycki. — Oczywiście, że tylko miłość własna... Przez nią nie sypiam, nie jadam, przez nią w ciągu kilku dni wyschłem, jak wiór, i gdyby nie ta maleńka ranka, byłoby mi tak rozkosznie, że to ha!
I zaczął się śmiać gorzko, a Groński patrzył na niego wciąż, nie odejmując ręki z ponad chorych oczu i pomyślał:
— Ta dziewczyna ma poczciwe serce i niech go tylko ujrzy, przebaczy mu wszystko przez samą litość.
I w tej chwili, nie przypuszczał, że myli się gruntownie i że gmach szczęścia można budować tylko na gruncie miłości, nie zaś litości.
Poczem rzekł: