Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.
—   278   —

— Więc to był Laskowicz? To już rozumiem czego chciał. Ach! ach!... Zaczyna ktoś grywać, nie tylko na skrzypcach, ale i na duszach... Tylko czemu było się tak przestraszać?
— Bo on i groził — odpowiedziała Marynia — okropnie wszystkim groził...
— Takich strachów tylko dzieci się boją.
— Prawda! Zwłaszcza, że ja mam grać na głodnych, więc oni nie zrobią, ani nikomu z nas ani mnie nic złego?
— Napewno, nie! — potwierdził Groński.
Tak rozmawiając, dojechali do domu. Groński oddał Marynię w ręce pani Otockiej, a gdy po chwili przybiegła i Hanka, opowiedział im co zaszło. Musiał również uspokajać panią Otocką, która, wiedząc o listach, wzięła bardzo do serca całe zajście i zapowiedziała, że zaraz po koncercie wyjadą do Zalesina, a następnie za granicę. — Po upływie pół godziny wyszedł — i na schodach spotkał Władysława.
— Chwała Bogu — rzekł — widzę, że nie skończyło się na policyi. Czy wiesz, że to był Laskowicz?
— I mnie się zdawało — rzekł żywo Krzycki — ale ten miał jasne włosy. Jak się ma Marynia?
— Przestraszyła się trochę, ale już dobrze.