Nadszedł dzień koncertu. Na sofie w gotowalni sióstr leżała przygotowana już od wczesnej godziny wieczorna suknia Maryni, biała jak śnieg, lekka jak piana przejrzysta, jak mgła i pachnąca fijołkami, które miały stanowić jedyną jej ozdobę. Przedtem pani Otocka i Groński odbywali nad tą suknią długie i poważne narady, oboje bowiem pragnęli gorąco, by umiłowane »bóstewko« zachwyciło nie tylko uszy, ale i oczy. — Tymczasem »bóstewko« kręciło się po wszystkich pokojach, to chwytając co chwila skrzypce i powtarzając trudniejsze pasaże, to odbierając pudełka cukierków, które nadsyłał Groński, to żartując z siostrą i zagadując strach przed pierwszem wystąpieniem publicznem. Strach ten ogarniał i panią Otocką, która pocieszała się tylko myślą, że Marynia będzie się wprawdzie trzęsła przy wejściu na estradę, ale