Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

— Jakże mogłem go widzieć, skoro pisał po wyjeździe. Ale szczęście, że poradziłem pani Otockiej, by tę elukubracyę spaliła, gdyby bowiem znaleziono list przy rewizyi w Jastrzębiu, rozumiesz, jakie policyjna przenikliwość wyprowadziłaby stąd wnioski.
W oczach Władysława błysnął gniew.
— Wolę, że nie chodzi o pannę Anney — rzekł — ale jednak Laskowiczowi nie radzę się ze mną spotkać. Bo żeby taki pawian, jak powiada Dołhański, śmiał podnieść oczy w naszym domu na naszą krewną i jeszcze do niej pisać, to uważam po prostu za obelgę dla nas, której mu nie daruję.
— Prawdopodobnie nigdy go nie spotkasz, gdyż on się obecnie kryje, a jeśli go spotkasz, to ani palcem nie ruszysz.
— Ja? — to mnie pan nie zna. Dlaczego?
— Między innymi ze względu na nasze miłe położenie. Zastanów się: pojedynków oni nie przyjmują — i bogdaj w tem jednem mają racyę. Więc co? Obijesz go laską lub wytargasz za uszy?
— Całkiem możliwe.
— Poczekaj! Naprzód w jego liście nie było nic podobnego do obelgi, a powtóre co dalej?