Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

przytem zauważyłem, że jeśli mi się czasem zdarzy spędzić u nich wieczór, to staję się jakby porządniejszym człowiekiem — to jest zaś luksus, na który w dzisiejszych czasach nie można sobie pozwalać.
Władysław począł się śmiać, a Groński rzekł:
— Mówiłem ci, że napewno dostaniesz szumu w głowie.
Poczem do Świdwickiego:
— Jeśli mu się pogorszy, to namówię go, by ci posłał rachunek doktora i apteczny.
— Skoro tak, to sobie idę — odpowiedział Świdwicki — ale ty chodź ze mną do innego pokoju, bo mam do ciebie interes, a wolę, żebyś mi odmówił bez świadków.
I pożegnawszy się z Władysławem, wyszedł. Groński odprowadził go do przedpokoju i po chwili wrócił, ruszając ramionami.
— Cóż to za dziwny jegomość — rzekł Krzycki. — Bez niedyskrecyi: czy on nie chciał pożyczyć od pana pieniędzy?
— Gorzej — odpowiedział Groński. — Tym razem chodziło o kilka rycin Falka. Odmówiłem stanowczo, gdyż on pieniądze najczęściej oddaje, a raczej pozwala je odebrać ze swego do-