Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
—   59   —

który zamierzała przesłać Grońskiemu przez pannę Polcię i cieszyła się myślą, że Groński odbierze go przy porannej kawie.
Jakoż wszystko poszło jej zupełnie po myśli, była bowiem pierwszą kupującą w sklepie. Zawód spotkał ją tylko w tem, że lilii było mało: jedna doniczka, zawierająca kilkanaście łodyg z kwiatami, tak, że o ubraniu niemi całego pokoju Maryni nie mogło być mowy. Ale właśnie dlatego panna Anney tem skwapliwiej zakupiła jedyny egzemplarz i, zapłaciwszy żądaną cenę, poleciła odnieść lilie do mieszkania pani Otockiej. Zakłopotała się jednak, gdy w sklepie oświadczono jej, że ogrodniczek, rozwożący kwiaty, przyjdzie dopiero w południe, pragnęła bowiem, by Marynia otrzymała je przed wstaniem z łóżka.
— W takim razie — rzekła, zwracając się do panny Polci — zawołaj dorożki i zabierzemy doniczkę ze sobą.
Lecz panna Polcia, która, zachowując się dość obojętnie, a nawet opornie względem własnej pani, a także względem pani Otockiej, miała jednak jakąś wyjątkową, graniczącą z uwielbieniem sympatyę dla Maryni — odpowiedziała: