— Tak rano? — i nie boi się pani chodzić sama po mieście?
— Pani wyszła ze mną i kupowała kwiaty dla panny Zbyłtowskiej, a potem poszła do kościoła.
— Do którego kościoła pani chodzi?
— Nie wiem.
Panna Polcia wiedziała dobrze, ale ubodło ją natychmiast to, że on o jej panią wypytuje; on zaś, domyśliwszy się tego, przestał istotnie dalej pytać, albowiem i poprzednio już postanowił jaknajmniej z nią rozmawiać.
Więc zapadło między nimi milczenie — trochę kłopotliwe — i trwało dopóty, dopóki Groński nie wrócił z listem.
— Oto jest odpowiedź — rzekł. — Niech panienka pokłoni się od nas paniom i powie, że dziś tam obaj będziemy, bo już i niewola pana Krzyckiego skończona.
— Dziękuję — odrzekła panna Polcia — ale ja mam jeszcze prośbę... Chciałabym dowiedzieć się, jaki jest adres pana Świdwickiego?
Groński spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Czy to panie poleciły spytać?
— Nie... To ja tak chciałam wiedzieć...
— Panno Polciu — rzekł Groński. — Pan
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —