Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
—   82   —

wiem uroda Władysława była dla niej od lat jego dziecinnych źródłem dumy i radości. Ale oczywiście uważała za stosowne nie przyznać się do tego przed Świdwickim.
— Ja nie przywiązuję do tego wagi — odrzekła — i dziękuję Bogu, że nie tylko to można na korzyść mego syna powiedzieć.
A Świdwicki strzepnął palcami i rzekł:
— Przywiązuje pani, przywiązuje! — i ja przywiązuję a i te oto panie tylko udają, że nie przywiązują — zarówno ta młoda Angielka, jak nawet ta mała przeźroczysta porcelanka, choć niby tylko myśli o muzyce... Może najmniej pani Zofia, ale to dlatego, że od pewnego czasu zanadto pilnie wczytuje się w Platona...
— Zosia... w Platona? — zapytała pani Krzycka.
— Tak się spodziewam, a nawet jestem pewien, gdyż inaczej nie byłaby taka platoniczna...
— Przecież chyba nie umie po grecku.
— Ale Groński umie i może jej go tłómaczyć.
Pani Krzycka spojrzała ze zdumieniem na Świdwickiego i przerwała rozmowę. Poznawszy go dopiero tego wieczora i nie mając pojęcia, że człowiek ten dla konceptu, dla lichej igra-