Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

szki słów i z nałogu, gotów jest gadać zawsze i wszędzie w sposób jak najbardziej nieoględny — nie mogła zrozumieć, dlaczego jej to mówi. Jednakże słowa jego były dla niej jakby promieniem rozjaśniającym rozmaite rzeczy, których dotychczas nie spostrzegła — znalazła nowy dowód, że serdeczne i ukryte jej życzenia pozostaną zawsze marzeniem bez treści — i westchnęła po raz trzeci.
— Ach, więc to tak? — pomyślała sobie w duszy.
Świdwicki zaś począł się śmiać.
— Tak, tak! — rzekł — kuzynka jest bardzo platoniczna, a przytem trochę anemiczna.
I w śmiechu jego była jakaś gorycz, a nawet jakby złość, tak, że pani Krzycka znów spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Tymczasem Marynia wyprowadziła pannę Anney do drugiego pokoju. Uszki jej były coraz czerwieńsze, a oczy płonęły dziecinną zupełnie ciekawością — więc przyłożywszy nosek do policzka panny Anney, jęła szeptać:
— Powiedz! — oświadczył ci się przy pianinie? — oświadczył się? powiedz!...
A panna Anney objęła ramionami jej szyję