Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/105

Ta strona została przepisana.

stał sztab pułku. Nadzwyczaj serdeczne było pożegnanie moje z Van-Vinem, Andrém, Wrzoskiem i Brynkiem. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach i dzisiaj po przeszło 40-tu latach zawsze z rozrzewnieniem wspominam tych zacnych przyjaciół.
Obiecaliśmy sobie, że ani przestrzeń, ani czas nie oziębi naszych uczuć; rzeczywiście, kilka lat jeszcze po powrocie do kraju pisywaliśmy do siebie.
W Sidi-Bell-Abbes, przedstawiwszy się pułkownikowi, otrzymałem paszport do Paryża. Jeszcze kilka dni drogi i jestem w Oranie.
Wsiadłszy na okręt, żegnam ziemię algierską, długo wpatruję się w niknący fort Ś-go Grzegorza. Pomimo wszystko, żal mi tych zacnych, serdecznych towarzyszów broni, z którymi pożegnałem się może na zawsze.
Na zakończenie o służbie algierskiej powiem tylko, że nikomu nie radzę udawać się tam, bo po pierwsze: trzeba mieć zdrowie żelazne, a przytem trzeba z zamiłowaniem być żołnierzem i, pomimo najcięższych chwil, nie upadać na duchu.
Co zaś do legjonu, to jeszcze raz powtarzam, że to jest pułk z najlepszą historją i dla wielu znakomitości był szkołą. Tu służyli Mac-Mahon, Bazaine, Canrobert i wielu innych. Ofi-