Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/109

Ta strona została przepisana.

drogę do Hardervyk, głównego depôt dla armji indyjsko-holenderskiej.
Te kilka godzin koleją dziwne na nas wrażenie robiło. Można całą Europę przejechać, a czegoś podobnego nie zobaczyć. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, wspaniałe łąki, poprzerzynane kanałami. Niektóre tak szerokie, że statki na nich chodzą, a wszędzie wiatraki, które przeważnie służą do przelewania wody. Lasów prawie nie widać, za to każdy domek wiejski otoczony drzewami i kwieciem. Wszystko to razem miłe wrażenie robi dla oka.
O porządku holenderskim niema co mówić: jest on przysłowiowy. Dość powiedzieć, że ja sam widziałem, jak we wsiach w sobotę kobiety myją dachy swych domów szczotkami.
W Hardervyk formalności przyjęcia bardzo prędko przeszły, nawet doktorzy, którzy są dosyć trudni w wyborze ochotników, prawie nas nie badał’ Mundury nasze wystarczały im, bo wiedzą, że legjoniści umieją znosić trudy wojenne. Po przeczytaniu nam ustaw wojskowych, które niczem się nie różnią od francuskich, i po podpisaniu umowy na lat sześć, zostaliśmy włączeni do armji.
Umundurowanie z sukna cienkiego, ciemnogranatowego koloru, z jasno-niebieskiemi wypustkami i takimże kołnierzem, kepi podobne,