Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/111

Ta strona została przepisana.

łem miasteczkiem, przy ujściu Süderse, z 8000 ludności. Nie odznacza się ani handlem, ani przemysłem, ale ma za to 180 kawiarni i t. p. Gdzie się ruszyć, wszędzie muzyka i śpiewy, dzień i noc, a wszystkie te lokale przepełnione są ochotnikami różnych narodowości, z wyjątkiem tylko Anglików, których nie przyjmują wcale. Najwięcej słyszy się tu ęzyk holenderski, francuski i niemiecki.
Służby tu żadnej nie pełnimy. Codziennie tylko parę godzin marszu z muzyką, pozatem zabawy i zabawy aż do przesytu.
Oficerowie tutejsi są grzeczni, przedstawiają się dodatnio, tylko znać pewną sztywność w obcowaniu z żołnierzami. Mustry, manewry, regulaminy prawie te same, co we Francji.
Z językiem holenderskim będzie dla mnie trudna sprawa. Bogaty jest w wyrażenia, a twardy w wymowie. Wprawdzie najwięcej mówi się tu po francusku, ale instrukcje i komenda muszą być po holendersku.
Wrzosek i ja pokupowaliśmy sobie podręczniki i kujemy na gwałt, ale to nie łatwo przy chodzi, słysząc ciągle francuszczyznę.
Van-Vin za to nie potrzebuje się uczyć: zna dobrze język flamandzki, który jest identyczny z holenderskim.