Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/113

Ta strona została przepisana.

opowiadając sobie różne dykteryjki. Pod pomostem, pomimo że wentylatory ciągle działają, powietrze jest ciężkie.
Ku wieczorowi wiatr się podnosi, okręt zaczyna się kołysać z boku na bok, tak zwane „roulis“ niejednemu daje się we znaki.
Już brzegi Holandji i Belgji straciliśmy z oczu. Jeszcze kilka godzin i wjedżdżamy w kanał La Manche. Na lewo, to jest we Francji, spostrzegamy miasto portowe Calais. Na prawo — brzegi Anglji z Douvrem. W kanale spotykamy się raz wraz z okrętami różnych narodowości; niektóre bardzo blizko przepływają. Nawigacja wymaga tutaj wielkiej czujności, częste są bardzo zderzenia okrętów, tembardziej, że jesienią i zimą gęsta mgła utrudnia podróż. Syreny ciągle ryczą, a oficerowie z kapitanem nie schodzą z mostku. Morze w tem najwęższem miejscu jest prawie zawsze silnie wzburzone. Na pomoście nie można się utrzymać, co chwila ktoś koziołka wywinie, a od czasu do czasu bałwan przelewa się przez pomost.
Zaczynamy się zbliżać do brzegów Anglji, do Southampton. Tu zatrzymujemy się w samym porcie, zapełnionym setkami okrętów. Wjazd jest trudny i parę godzin upływa na manewrowaniu.