Southampton, miasto wielkie, fabryczne, nie sprawia miłego wyglądu. Literalnie oddycha się tu pyłem węgla.
Nasz okręt zabiera wielką ilość węgla; przez 20 godzin cztery windy parowe pracują. Trudno sobie wyobrazić, gdzie takie masy mogą się pomieścić. Wszyscy wyglądamy, jak kominiarze. Nie można się niczego dotknąć, bo czarny pył jest wszędzie.
Wyruszamy w dalszą drogę.
Morze się uspokoiło, więc zaczyna się mycie i czyszczenie okrętu. I my także musimy doprowadzić naszą tualetę do porządku. Trzymamy się ciągle brzegów Francji, ale w znacznem oddaleniu; latarnie morskie ostrzegają.
Zbliżamy się do Hiszpanji, do prowincji Galicji, Teraz znowu jesteśmy blizko brzegów. W tem miejscu morze jest bardzo głębokie.
Ciągle trzymając się brzegów, płyniemy przy samej Portugalji, bardzo wysoko wzniesionej nad poziom morza. Płyniemy przy prostopadłej ścianie skał, na kilkaset metrów wysokiej Gdzieś tam na wierzchu widać domki. Ludzie wyglądają jak laleczki. W niekté rych miejscach przysuwamy się tak blizko, że zdaje się, iż, skoczywszy z okrętu, możnaby wpław przepłynąć. Tylko pytanie, jak się wdrapać na takie skały, bo to istne ściany.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/114
Ta strona została przepisana.