Okrążamy Portugalję i znowu oddalamy się od brzegów, tak, że prawie ich nie widać. Powietrze mamy wspaniałe; okręt prawie się nie kołysze, a tylko czuć drganie od uderzeń śruby.
Znowu zbliżamy się do Hiszpanji do przesmyku. Gibraltar zdala już widać; potężne skały, a w nich wykute galerje, jedna nad drugą, z których wyglądają wielkich rozmiarów armaty. Na samym wierzchu powiewa flaga angielska.
Cieśnina ma mniej więcej 12 kilometrów szerokości. Nietylko każdy okręt jest pod strzałami armatnimi, ale z 30-centymetrowych dział możnaby rzucać granaty aż na wybrzeża Maroka.
Po wyjściu z cieśniny oddalamy się od Hiszpanji, a zbliżamy się do Afryki; niekiedy jesteśmy tak blizko, że widzimy duary arabskie, a nawet ludzi i wielbłądy.
Nic dotąd nie mówiłem, jak jesteśmy umieszczeni na okręcie, a to przecież najważniejsze w tak długiej podróży. Ład i porządek panuje wzorowy. Żołnierz jest doskonale żywiony; rano herbata, ile kto chce, chleb z masłem i serem, o 10-tej obiad i także kawa; o 4-tej wieczorem herbata. Przed każdym obiadem porcja jałowcówki, oraz ćwierć litra czerwonego wina.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/115
Ta strona została przepisana.