Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Neapol położony jest amfiteatralnie, widać go cały jak na dłoni. Nie dopływamy do samego portu, leez zarzucamy kotwicę o jakie dwa kilometry od miasta.
Na prawo wznosi się dymiący Wezuwjusz.
Zabieramy stąd kilku podróżnych 1-ej klasy, a korzystając z poczty, i ja ślę list do rodziców, uspokajając ich co do mojej podróży.
Piękny czas ciągle nam sprzyja aż do cieśniny Mesyńskiej. Brzegi Włoch urocze; nad samem morzem miasteczka porozrzucane malowniczo; na wzgórkach pałacyki, otoczone pięknymi ogrodami, a przytem niebo niebieskie, bez chmurki.
Ciągle też siedzimy na pomoście, aby się nasycić tym cudnym widokiem.
Przed samą cieśniną morze zaczyna się bałwanić. Wiatr zerwał się gwałtownie i zaczynamy na dobre tańczyć. To już nie „roulis“, ale gwałtowny „tangage“.
Ogromne bałwany porywają cały okręt do góry, a potem rzucają go w tworzącą się przepaść. Są chwile, że zdaje się, iż się z tego nie wyjdzie. Ale co najzabawniejsze, to patrzeć na drugie okręty przepływające. Co chwila wcale ich nie widać, tak nosem lecą w przepaść.