Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Często spotykamy delfiny. Niekiedy po kilkanaście ich sztuk towarzyszy okrętowi. Widać je doskonale, jak dają susy ponad wodą.
Okręty spotyka się różnej narodowości, ale najwięcej angielskie.
Wypływamy z morza Czerwonego i wjeżdżamy w cieśninę Babel-Mandeb. Na prawo to jest w Afryce, dostrzegamy fort francuski Obok, a na lewo, w najwęższem miejscu, potężna forteca piętrzy się na skałach. To Aden, drugi angielski Gibraltar.
Smutnie tu bardzo, żadnej roślinności, upały szalone brak wody, bo ją muszą sprowadzać z daleka i umieszczać w cysternach.
Deszcze, a raczej nawałnice, są tutaj rzadkością. Pobyt dla europejczyków jest tak ciężki, że urzędnikom i wojsku angielskiemu rok liczy się za trzy lata służby.
Nie wpływamy tu do portu, lecz zatrzymujemy się o jaki dobry kilometr. Małe statki zabierają pocztę i przywożą nam ze 30 baranów o monstrualnych ogonach.
Przez kilka godzin, które tu spędziliśmy, mieliśmy pewną dystrakcję: oto ledwie zarzuciliśmy kotwicę, obskoczyło nas Kilkanaście łódeczek, a raczej łupinek, w każdej z nich po jednym, albo dwóch dzieciaków murzyńskich Naraz wszystko to skacze do morza i, pływając,