Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Upływa jeszcze kilka godzin i spostrzegamy brzegi Sumatry, wzdłuż której płyniemy aż do cieśniny Sunda.
Teraz to już całe dni nie schodzimy z pomostu, podziwiając tę wspaniałą wegetację. W oddali widać łańcuch gór bardzo wysokich. Wpływamy w cieśninę na kilka kilometrów zaledwie szeroką. Na lewo Sumatra, na prawo Jawa. Wszędzie pełno drzew i zieleni.
Nad samem wybrzeżem gęsto rozsiane wioski. Jeszcze kilka godzin wzdłuż Jawy i nakoniec Batawja. Z powodu płytkiego morza okręt zdaleka się zatrzymuje i na małych statkach dobijamy do brzegu.
Pierwsze wrażenie, jakie wywiera na europejczyku Jawa, trudno określić. Każdy jest zdumiony i oczarowany tą pięknością przyrody.
Batawja ma z górą 200,000 mieszkańców. Jest to miejscowość bardzo niezdrowa, zamieszkana przez Jawańczyków i Chińczyków. Europejczycy wszyscy, pomimo że mają rozległe interesy handlowe, przebywają tutaj tylko dorywczo, a mieszkają w miejscowości Veltenfriden, położonej wyżej o jakie 10 kilometrów.
Nadzwyczaj miłe na nas robi wrażenie pierwsze przyjęcie. Oficerowie, którzy nas oczekują, prowadzą nas do specjalnych namiotów, gdzie kilku cywilnych z paniami krząta się