mo to nie są panami nawet kilkunastu kilometrów. Wszystko mają przeciw sobie: lud fanatycznie bitny, który się trudni tylko rozbójnictwem, kraj dziki, lasy dziewicze, żadnych dróg ani komunikacji i klimat niezdrowy.
Żeby lepiej poznać Jawę i użyć jakichś wrażeń, postanowiliśmy z Van-Vinem wziąć urlop 28-dniowy i tak piechotą przejść część kraju, odwiedzając garnizony nam nieznane, a codzień nocować w innej wiosce.
Uzbroiwszy się w dubeltówki, żeby można po drodze na ptaki polować, ruszyliśmy w drogę. Żywności z sobą żadnej brać nie potrzeba, bo jedzenia nie braknie. Na urlopie, oprócz żołdu, zwracają nam za żywność, jaka nam się należy, tak, że ta podróż nic nie kosztuje, nawet można zrobić oszczędności.
Robimy po 15 do 20 kilometrów dziennie. Czasami zapuszczamy się w pola ryżowe i strzelamy bekasy lub kury wodne.
Przyszedłszy do wioski, gdzie zamyślamy nocować, meldujemy się u kapala-kamponga (wójt), który nas zaraz prowadzi do domku, przygotowanego dla podróżujących europejczyków. Taki kapala-kampong jest zazwyczaj najbogatszy ze wsi. Zaraz zjawiają się rozmaite jedzenia, jak ding-ding (suszone na słońcu mięso), kura, całe fury ryżu, nieodzo-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/143
Ta strona została przepisana.