Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/15

Ta strona została przepisana.

się bezsilnym wobec nieznanego mi niebezpieczeństwa, oddałem się prawdziwej rozpaczy.
Płakałem, jak małe dziecko. Nakoniec wyczerpany, przytem głodny, posiliłem się nieco, chociaż w gardle to jedzenie mi stawało, wypiłem szklankę wina i, otuliwszy się płaszczem, położyłem się na twardej ławce, a po przejściu tylu wrażeń, zasnąłem snem żelaznym. Dopiero na drugi dzień, kiedy już był ruch na korytarzach więziennych, obudziłem się.
Koło dziesiątej zjawił się mój dozorca żandarm i poprowadził przez długie korytarze do biura, gdzie zastałem dwóch oficerów żandarmerji i cywilnego sekretarza. Wszedłszy i ukłoniwszy się, zauważyłem, jak bacznie przyglądają mi się ci panowie, ujrzałem na stole mój mały kufereczek i rewolwer.
Po chwili zaczęła się indagacja. Zarzucono mnie setkami pytań i oskarżeń. Na jedne odpowiadałem, na niektóre nie odpowiadałem, chociaż rozumiałem, bo brakowało mi słów. Potem nastąpiła ścisła rewizja. Przetrząśnięto wszystko, poodpruwano nawet w niektórych miejscach podszewki od ubrania; oficowie naradzali się między sobą; naraz kapitan zapytuje mnie, czy umiem po niemiecku. Odpowiadam, że nie; oficerowie półszeptem porozumiewają się z sobą i widzę karteczkę z mego pugilaresu w ich rę-