Nic nie widać, tylko woda się kłębi. Chwilami ukaże się kajman, to znowu Jawańczyk wypływa, aby złapać powietrza. Trwa to kilka minut. Naraz widać zaczerwienienie wody i wypływa Jawańczyk, ciągnąc za ogon kajmana, który ma literalnie cały brzuch wzdłuż rozpłatany, ale jest jeszcze żywy. Dobijają go pałkami. Nie jest on bardzo duży, ale zawsze ma ze dwa metry długości.
Zapewne żaden europejczyk na coś podobnego by się nie odważył, a przedewszystkiem, jakim to trzeba być pływakiem, by podpłynąć pod kajmana. Co za zdumiewająca zimna krew i pewność siebie!
Zwycięzca, uwieńczony kwiatami przez najładniejsze dziewczęta, pod wspaniałym parasolem, przy dźwiękach tam-tamów, wkracza do wsi i odtąd jest traktowany jako młodzieniec rycerski.
Po drodze nie spotykamy w tych stronach plantacji europejskich, gdzieniegdzie tylko dom kontrolera państwowego. We wsiach rzadko się spotyka Chińczyków, trzymają się oni grupami, głównie w miastach, a pobyt ich wśród tubylców nie byłby nader bezpieczny, bo lud miejscowy ich nienawidzi i z pogardą nazywa orang-baba.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/151
Ta strona została przepisana.