Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/162

Ta strona została przepisana.

W tej oto ekspedycji, w której biorę udział, a która się składa z 10.000 ludzi, ma nastąpić ostateczne podbicie i uśmierzenie kraju.
Brzegi Aczynu są bardzo płytkie. Z okrętu ze trzy kilometry dobijamy łodziami. Na samym brzegu już jest kolej żelazna, którą dojeżdżamy do Kratonu. Okolica, którą przejeżdżamy, robi to samo wrażenie, co i inne wyspy. Ta sama bujna wegetacja, ale zaraz widać, że to kraj dziki, ogołocony z ludności, która się w głąb kraju wyniosła. Nigdzie nie widać wiosek.
Kraton, dawna rezydencja sułtana, dziś jest miastem czysto wojskowem. Wielkie magazyny z żywnością, amunicją, baraki dla wojska, szpital na 1000 łóżek. Ludności miejscowej prawie nie widać. Za to Chińczyków już jest kilkuset. Pozakładali sklepiki.
Miasto całe obwiedzione palisadą, wałem, rowem głębokim i otoczone drutem kolczastym. Oprócz artylerji górskiej, jedynej, której tu można używać, stoi kilkanaście dział ciężkich, 12-centymetrowych.
Zastaliśmy tu już kilka bataljonów gotowych do wymarszu. Mamy operować jednocześnie czterema kolumnami. Dowódcą jest generał Domini.
Odnalazłem mego zacnego przyjaciela Wrzoska; teraz już często będziemy się widywali, bo