Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/168

Ta strona została przepisana.

krzewy bananu, którego jest mnóstwo wszędzie, a swymi wielkimi liśćmi zasłania tak, że nawet na kilka kroków nic się nie widzi.
Pierwszą noc przepędziliśmy wszyscy pod bronią, bo nie było dosyć czasu, aby się zabezpieczyć palisadą. A wszelkich niespodzianek nocnych musimy się bardzo strzedz.
Aczyńcy są znani z tego, że w największej cichości umieją się podkradać, a potem z wielkim impetem rzucają się na obóz ze swymi klebanami (jest to rodzaj miecza, wązki przy rękojeści, a szeroki jak dłoń na końcu), zadając straszne rany. Bywały też wypadki, że żołnierze w nocy, w zamieszaniu, sami do siebie strzelali.
Kolumna z drugiej strony rzeki dopiero na wieczór ściągnęła. Miała cięższe przejście, niż my: 17 zabitych i 42 rannych, w tem 3 oficerów. W naszej kolumnie mieliśmy tylko jednego zabitego kulisa i 4 rannych żołnierzy Jawańczyków, z tylnej straży. Noc stosunkowo mieliśmy dość spokojną, choć nie obeszło się bez kilku alarmów. Nad ranem kule zaczęły świstać nad obozem, ale kilka rzuconych szrapneli spędziło nieprzyjaciela z obronnej pozycji. Od rana wre robota u nas z wielkim pośpiechem. Rzucamy most, aby można się znosić z drugą kolumną, stawiają szałasy, tną