Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/179

Ta strona została przepisana.

Kłusem nadbiega cała kompanja z dwoma działami, artylerja odprzęga i raz po raz kilkanaście szrapneli wyrzuca. Odrazu strzelanina słabnie, kompanja wpada z bagnetem do lasu, ale już nikogo nie znalazła.
Nie pierwszy to raz w życiu byłem w ogniu, ale zdaje mi się, że nigdy nie byłem tak pewny śmierci. Jedna myśl mnie nie odstępowała: aby nie wpaść w ręce tych rozbójników i mieć dosyć siły, aby sobie życie odebrać.
Straty nasze były stosunkowo ogromne: 13 zabitych i 31 rannych, w tem trzech oficerów.
Już dnia tego nie powróciliśmy do obozu. Na drugi dzień, wzmocnieni przez kompanję, przechodzimy tą samą drogą, ale ani jeden strzał nie padł.


∗             ∗

Pomimo że administracja, o ile możności, stara się, aby żołnierz był dobrze karmiony, a zamiast konserw i sardynek, sprowadzono całe stada wołów austrałskich i europejczycy codziennie dostają pół butelki wina, jednakże ubytek w ludziach z każdym dniem jest większy. Febra, dysenterja, a co gorsza i beri-beri zaczyna grasować w naszym obozie.