Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/188

Ta strona została przepisana.

ambulansu. Zastaję go już opatrzonego. Na szczęście, rana nie jest niebezpieczna, kula ześliznęła się po łopatce i nie bardzo ją nadwerężyła, jednakże trzeba dłuższej kuracji. Prawdopodobnie odeślą go na Jawę.
Bardzo się zgryzłem. To mój ostatni serdeczny przyjaciel, z którym od lat tylu w legjonie i tutaj żyliśmy, jak bracia.
Noc przebyliśmy na zdobytej pozycji i tu pozostawiwszy jedną kompanję i kilkuset kulisów, którzy zajęli się budowaniem (blokhauzu. O świcie ruszamy naprzód. Mamy podobno z 10 kilometrów do tej groźnej Indrapuri, o której od tak dawna słyszymy.
Posuwamy się ciągle zaroślami w blizkości rzeki. Na parę kilometrów przed Indrapuri zaczyna się teren odkryty. Zdala, z drugiej strony rzeki, widać na dosyć wyniosłem wzgórzu duży meczet murowany. Tutaj to Aczyńcy mają nam stawić poważny opór.
Kolumna rozwija się kompanjami. Zajmujemy pozycje naprzeciwko bronionego meczetu. Oddziela nas od niego rzeka, może ze 100 metrów szeroka, nie głęboka wprawdzie, ale bardzo bystra — i przestrzeń lesista z 500 metrów.
Ledwie czoło kolumny się ukazało, witają nas strzałami armatnimi, które na szczęście wszystkie idą górą i robią szkodę tylko orze-