teraz wojna, mogą go także o co posądzić. Mówił po francusku nieźle.
Wytłómaczywszy się teraz ze wszystkich zarzutów, zapytałem kapitana, co myśli nadal ze mną zrobić. Przecież nie na to porzuciłem kraj, rodzinę i wszystko, co mi drogie, aby we francuskiem więzieniu siedzieć. Odpowiedział mi, że gdyby komunikacja była łatwa, odesłałby mnie do Szwajcarji, ale teraz nieprzyjaciel się zbliża i zrobić tego nie może, trzeba będzie pozostać w więzieniu do końca wojny.
Na to oświadczenie zdawało mi się, że ktoś mnie młotkiem w głowę uderzył, i łzy, jak groch po twarzy mi się polały. Widziałem, że to zrobiło na kapitanie wrażenie, bo był to ludzki człowiek; powiedział, że teraz cała Francja zajęta szpiegami, że na mnie cięży podejrzenie, jednakże może być, że jestem niewinny, ale jego obowiązkiem być ostrożnym. Zresztą może się coś wyświetli, a wtedy będę wolny.
Zrozumiałem odrazu, że te słowa otuchy były podyktowane przez ludzkość, ale postaci rzeczy nie zmieniły i że jakieś nieszczęśliwe fatum cięży nade mną, niemniej przeto byłem mu wdzięczny i za to. Co parę dni dopominałem się, aby mnie prowadzono do kapitana, lecz zawsze jedną odpowiedź słyszałem, że nic stanowczego powiedzieć mi nie może.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/19
Ta strona została przepisana.