Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/194

Ta strona została przepisana.

pomimo to napadają na nasze transporty, jeżel tylko nie są silnie strzeżone, to znowu podkradają się pod sam obóz i tych, którzy przez nieostrożność oddalają się, tną w kawałki.
Rozeszła się pogłoska, że 14-ty bataljon z Jawy ma nas zluzować. Kiedy to jednakże nastąpi, dotąd niewiadomo, a ja z każdym dniem czuję się gorzej i tylko wysiłkiem woli trzymam się na nogach.
Miałem wypadek. Będąc odkomenderowany z plutonem dla pilnowania kulisów, którzy wycinali drogę w lesie, zanadto zbliżyłem się do rąbiących i zostałem uderzony w głowę walącym się pinangiem. Metr bliżej, a byłbym zabity na miejscu. Szczęście, że dostałem samym czubkiem drzewa, które w tem miejscu nie jest zbyt twarde, a przytem uwieńczone liśćmi. Uderzenie jednakże było tak silne, że zwaliło mnie z nóg. Straciłem przytomność. Odniesiony do ambulansu, kilka dni przeleżałem, a dłuższy jeszcze czas czułem ból w karku przy wykręcaniu głowy.
Przy każdym transporcie z Kratonu zawsze mamy kilku albo kilkunastu Chińczyków. Są to dobrowolni kramarze, którzy sprzedają żołnierzom w obozie wino, koniak, rozmaite słodycze i papierosy. Podziwiać trzeba tych ludzi: życie swe narażają codziennie dla marnego