Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/196

Ta strona została przepisana.

scowości, które z takim trudem zdobywaliśmy. Kolumna nasza posuwa się raźno, bo drogi już wszędzie powycinane. Po dwóch dniach stajemy w Kratonie, stąd koleją do przystani, gdzie okręt czeka już na nas.
Nie zatrzymujemy się nigdzie. Przy pięknej pogodzie, po tygodniu, przypływamy do Samarangu. Tu nas przyjmuje całe miasto z wielkiemi honorami. Wojska miejscowe z generałem Hofmortem na czele, oddają honory przepisane, muzyki grają marsze powitalne. Bataljon idzie plutonami, a na czele rozwinięta chorągiew, otoczona 33-ma ludźmi, do których i ja należę. To jest reszta z całego bataljonu, która przez 18 miesięcy ekspedycji nie opuściła sztandaru.
Przed miastem ustawiono bramę tryumfalną, na której są wypisane zdobyte pozycje. Panie europejskie zarzucają nas kwiatami. Na podwórzu koszarowem ustawiono wielkie namioty. Miasto wydaje wielki bankiet. Całą noc bawiono się, ucztowano, a muzyka grała ciągle.
W tych wszystkich zabawach nie brałem udziału: po pierwsze byłem nader osłabiony, a po drugie mój zacny przyjaciel Van-Vin, który już od dawna wyszedł ze służby i zajmował dobrą posadę w jednym z domów handlo-