Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/208

Ta strona została przepisana.

Van-Vin mnie powstrzymuje, nazywając to niedorzecznością, ale ja nie chcę słuchać, czuję bowiem, że pozostanie tu dłużej w niepewności doprowadzi mnie do jakiegoś szaleństwa.
Dzień już wyznaczony: jadę żaglowcem. Aż tu przed dniem wyjazdu zawiadamiają, że wskutek interwencji całej Europy, która ponosi nieobliczalne straty, kanał został otwarty. Można sobie wyobrazić moją radość.
Ostatnią noc na Jawie przepędziłem z Van-Vinem. Nadzwyczaj rzewne było nasze pożegnanie, bo pomimo projektów, że się jeszcze zobaczymy, że on odwiedzi Europę i naturalnie będzie u mnie, czujemy, że to pożegnanie jest ostatnie.
Kilka lat po powrocie moim do kraju, utrzymywaliśmy korespondencję, potem i to ustało. Nie odbierałem odpowiedzi na listy. Przypuszczam, że nie żyje.
Okręt, którym wracam do Europy, jest jednym z największych. Nazwę nosi „Princes Wilhelmina“; podróżni przeważnie Holendrzy, cudzoziemców jest kilkunastu, wszystko to chorzy, a wśród nich paru takich, co pewnie nie dojadą do Europy.
Takich, jak ja, co skończyli służbę, jest tylko kilku, reszta — to emerytowani wskutek