Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/40

Ta strona została przepisana.

pełnie inni ludzie. Na stacjach pozwalają nam spacerować, rozmawiają z nami, nie wzbraniają komunikować się z publicznością, która także życzliwie nas wita; znać, że nie jesteśmy w Prusach. Dojeżdżamy do Ulmu — tam dowiemy się, dokąd nas ostatecznie zawiozą.
Miasto Ulm, mające kilkadziesiąt tysięcy ludności, silna forteca i jest tu już internowanych 40,000 Francuzów. Na stacji oczekuje nas kilku starszych oficerów bawarskich i pełno pań i panów z Czerwonego Krzyża.
Prowadzą nas do wielkiej sali. Stoły nakryte, wszystko już gotowe. Każdy żołnierz dostaje talerz buljonu, kawał pieczonego mięsa z jarzyną, oprócz tego, przed każdym stoi ogromny kufel piwa i bułka chleba białego. Panie z Czerwonego Krzyża prześcigają się w usłudze. Wszystkie mówią po francusku.
Nie potrzebuję mówić, z jakim apetytem zjadamy obiad, bo od 30 godzin nic ciepłego w ustach nie mieliśmy. Spacerujemy po całej stacji, tylko naokoło stoi kilku wartowników.
Naraz wpada porucznik Zieliński i powiada, że żołnierze pozostaną w Ulmie, oficerowie zaś jadą do Monachjum, a więc będziemy musieli się rozstać. Zrobiłem smutną minę, żal ścisnął mi serce na myśl, że muszę się rozstać może na zawsze z tym, który był dla mnie najser-