wolno było ich odwiedzać; codziennie parę godzin spacerowali po mieście, tylko że żołnierz z karabinem nabitym za nimi chodził.
Dwa miesiące przeszło już tu jesteśmy. Paryż kapitulował, wiedzieliśmy o komunie, oczekiwaliśmy powrotu do Francji. Pokój już zawarty. Nareszcie nadchodzi rozkaz z Berlina: ci oficerowie, którzy swym kosztem chcą wrócić do Francji, mogą wyjechać natychmiast; ci zaś, co na koszt państwa, muszą czekać nowego rozkazu.
Przykre to było rozporządzenie, bo nas rozdzielili.
Na drugi dzień przeszło 200 oficerów wyjechało, a w tej liczbie i porucznik Zieliński. Ja pozostałem z resztą. Mieliśmy się spotkać w Wersalu, ale już nigdy do tego nie przyszło. Straciłem na zawsze mego zacnego i ukochanego porucznika i nigdy go już nie odnalazłem.
Jeszcze z tydzień czekaliśmy, aż nakoniec przyszła kolej i na nas. Pomimo że tu nam bardzo dobrze było, jednakże wszyscy ucieszyli się z powrotu. Om wracali do ojczyzny swojej, do rodzin. Ja nie miałem powodów do radości, pomimo to dzieliłem ją z nimi. Jechałem do pięknej Francji, której nie znałem, bo dotąd, oprócz ruin Belfortu i kilku wiosek okolicznych, nic nie widziałem.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/44
Ta strona została przepisana.