też śmiertelność między Francuzami była ogromna, bo i wielkie mrozy do tego się przyczyniły.
W Belforcie zabawiłem kilka dni. Odwiedziłem mego dobrego przyjaciela, sierżanta furjera, Adama, który, gdyśmy zostali wzięci do niewoli w Perousse, zdołał zbiec i, pomimo kilkudziesięciu kul wysłanych za nim, szczęśliwie dostał się do fortów.
Belfort już nie jest taki smutny, jak wówczas, gdym go opuścił. Chociaż wszędzie widać jeszcze ruinę, ale życie wre w całej pełni. Reperują, odbudowywują domy, ludzie nie kryją się już po piwnicach. Wprawdzie są jeszcze Prusacy, ale jakoś spokojnie się zachowują.
Żal im zapewne, że wkrótce będą musieli opuścić to miasto, bo Belfort, pomimo że leży w Alzacji, pozostał przy Francji, dzięki swej walecznej obronie.
W Belforcie otrzymałem żołd za cały czas bytności w niewoli i wstąpiłem do nowo formowanej dywizji generała hr. de Catilinau, wnuka owego, który tak dzielnie walczył w Wandei, w czasie wielkiej rewolucji.
Otrzymałem rozkaz stawienia się w Wersalu. Przed samym wyjazdem spotkała mnie duża strata: ukradziono mi walizkę z całym bagażem. Zostałem — jak stoję. Nie miałem czasu zająć się poszukiwaniem.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/46
Ta strona została przepisana.