Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/62

Ta strona została przepisana.

jąc, czy czego nie potrzebuję i czy nie życzyłbym sobie dla ratowania zdrowia wyjechać do Francji.
W parę lat później zrobiłem mu niespodziankę. Kolega mój i przyjaciel Van Vin dostał rozkaz udania się do Oranu w jakimś interesie wojskowym. Było to jakoś koło Bożego Narodzenia. Otóż ja nauczyłem Van Vina po polsku, aby mu powinszował. Wiedziałem, że mu to wielką przyjemność sprawi. Opowiadał mi potem Van Vin, powróciwszy, że kiedy mu powinszował w tych słowach: „Winszuję porucznikowi świąt Bożego Narodzenia“ (naturalnie z akcentem francuskim), to Świętorzecki zdumiał się na razie, a następnie, porwawszy go w ramiona, serdecznie uściskał, aż łzy radości miał w oczach.
W tym czasie byłem już sierżantem.
Z innych oficerów wymienię także hr. Walewskiego. Syn b. ministra spraw zagranicznych, wnuk sławnej Walewskiej, bardzo ładny chłopiec, chociaż tak młody, nosił już Krzyż legji honorowej. Krótko był w legjonie.
Był także podporucznik Kazimierz Białobłocki, oficer, który zadawał ogromnego szyku i uchodził za człowieka bogatego. Pułkownik go także nie lubił, a to dlatego, że gdy był sierżantem, rozkazem telegraficznym przez mi-