łem, że w Belforcie, odpowiedział: „Tak dobrzeście się tam bronili“, popatrzył jeszcze chwilkę i dodał: „Dziękuję!“.
Wracam pośpiesznie do koszar, bo tam dopiero dowiem się, czy jestem nominowany. W drodze podoficer służbowy dogonił mnie: niesie rozkaz, że zostałem zatwierdzony.
Niezmiernie jestem uradowany. Nowi koledzy prowadzą mię zaraz do kantyny, ugaszczają winem i piją moje zdrowie. Przyszywszy galony na rękawy, przedstawiam się memu nowemu kapitanowi i jestem zaproszony przez niego na obiad w klubie oficerskim, bo taki tu zwyczaj panuje.
W nowej kompanji zastaję kaprala-furjera Branicki ego. Dziwny to typ żołnierza: Polak tylko z nazwiska. Ojciec jego osobiście go tu przywiózł z wielkiemi protekcjami. Z początku pułkownik go faworyzował, nawet mu pozwolił stać w hotelu, ale Branicki tak się zachowywał, że wszystkie te przywileje utracił. Służbę lekceważył, pozwalał sobie na rozmaite wybryki; mając dużo pieniędzy do wyrzucenia, demoralizował innych podoficerów, wyciągając ich na rozmaite birbantki, to też wkrótce częściej był w areszcie, niż na wolności, a wogóle niedługo bawił w legji. Przeniesiono go do jakiegoś pułku dragonów we Francji.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/69
Ta strona została przepisana.