Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/70

Ta strona została przepisana.

W Maskarze pułkownik nie da się nam nudzić. Cały dzień zajęty, od 6-tej rano z małymi przestankami do 6-ej wieczór: manewry, strzelanie do celu, gimnastyka, szkoła, fechtunek, tańce, bo i to obowiązkowe. Po 6-ej dopiero żołnierz może wyjść na spacer.
Wychodząc z koszar, każdy musi się prezentować podoficerowi służbowemu, który go na wszystkie strony ogląda, czy uniform jest czysty, szabla świecąca, guziki czy błyszczą.
Wieczorem o godzinie 8-ej każdy musi być w koszarach.
Jeden jeszcze wybryk, na który pozwalał sobie nasz pułkownik: oto najczęściej w niedzielę lub święto urządzał uciążliwe przeglądy na placu broni i trzymał nas po 3 lub 4 godziny. Szemrali na to żołnierze i oficerowie, aż nakoniec arcybiskup Algieru wdał się w tę sprawę i w święta przeglądy zostały skasowane.
Wieczorami po służbie prawie codziennie zbieraliśmy się Polacy razem i na gawędce o kraju i o wszystkiem, co nam było drogie, czas prędko schodził.
W legji najliczniej byli reprezentowani: Francuzi, Belgijczycy, Niemcy i Polacy, mniej Włosi i Hiszpanie, a po 71-ym roku Alzatczycy.
Rosjanina ani jednego nie było.