Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/75

Ta strona została przepisana.

tują stadka gazeli, cztery lub pięć sztuk, ale nie bliżej jak na 500 lub 600 metrów, lub dalej, tak, że niepodobna do nich strzelać. Śliczne to stworzonka, wielkości naszej sarny, lecz jeszcze zgrabniejsze; mięso ich jest doskonałe. W Géryville kilka razy do nidh strzelałem, lecz lecz nigdy nie udało mi się żadnej zabić. Raz tylko byłem świadkiem, jak sierżant Bardecki zabił jedną, podnosząc klapkę wizjerową na 800 metrów. Naturalnie był to strzał przypadkowy. Arabowie polują na gazele z zasadzki, gdy zwierzęta w rzadkich oazach przychodzą pić wodę.
Po wypoczynku w Sisifie, ruszamy w dalszą drogę, jeszcze coś z pięć etapów. Marsze ciągle uciążliwe, zdała widać łańcuch Atlasu. Brak wody dokucza niemiłosiernie.
Wychodząc z etapu, żołnierz bierze w manierkę (tak zwany bidon) dwa litry wody, ale kiedy słońce zacznie przypiekać, to za parę godzin wypije, a całą drogę idzie spragniony. Szczególnie robią tak młodzi żołnierze. Starsi biorą do ust kamyki, bo tym sposobem wytwarza się obfitsza ślina, usta nie pękają i mniej się czuje pragnienia.
Mimo tych uciążliwych marszów, wesołość panuje w szeregach. Śpiewy, żarciki ciągłe. Oficerowie ten ton podtrzymują, aby żołnierz