Géryville jest silną redutą, w środku szpital, rozmaite magazyny, mieszkania wyższych oficerów. Poza murami kilkadziesiąt lepianek arabskich. Nigdzie żadnej roślinności, choćby na lekarstwo, tylko pustynia bez końca.
Garnizon składa się z jednego bataljonu legji, jednego żuawów, dwóch szwadronów spahisów i artylerji. W środku reduty stoi tylko jedna kompanja, a reszta wojska poza murami, w barakach, a raczej w lepiankach, tylko że nie w ziemi, jak w Saidzie, ale ponad ziemią.
Rok tu trzeba przesiedzieć, że tak powiem, w odosobnieniu od świata. Poczta jest tylko wojskowa, dwa razy tygodniowo.
Kupić nic nie można, a co jest, to bajecznie drogie. Wino, które w Maskarze płacimy 40 centymów litr, bardzo dobre, tu płacimy franka za butelkę. W tym stosunku wszystko. Legumin i jarzyn żadnych; wszystko tylko suszone; z owoców tylko jedne daktyle i czasami można dostać fig suszonych. Ale choć jedną rzecz ma dobrą Géryville: znakomitą wodę ze źródła, wytryskującego u podnóża gór. Woda jak kryształ i zawsze zimna. Rurami sprowadza się ją o 5 kilometrów; ale chcąc się nią uraczyć, chodzimy często do źródła, bo ta, co rurami przychodzi, jest już ciepła.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/77
Ta strona została przepisana.