Wojsko tu większej swobody używa. Poza niezbędnemi ćwiczeniami i wartami, nie męczą nas tu przeglądami i tą aż do przesady czystością. Trzeba się liczyć z tem, że jesteśmy wystawieni na pierwsze uderzenie, jeżeli jaki bunt się podniesie. Dziś jest spokojnie, ale nikt nie zaręczy, co będzie za tydzień.
Życie tu pędzimy monotonne; z Arabami żadnych nie utrzymujemy stosunków. Kobiet arabskich prawie nigdy nie widać, a te, co się spotyka czasami, są obrzydliwie brudne. Od czasu do czasu zjeżdżają się tu do biura arabskiego kaidzi i szeicy. Wtedy można się napatrzyć na piękne konie, bo te, co się widuje codziennie, to marne szkapy, chociaż przyznają im wielkie zalety wytrzymałości w biegu.
Czasami wymykamy się w góry, chociaż nie bardzo to wolno i nie nader bezpiecznie. Pewnego dnia zapędziłem się za dwoma dużymi orłami. Chciałem je podejść choćby na sto metrów, ale ciągle się zrywały i opadały w blizkości, a ja znowu za nimi czołgałem się po stromych skałach, co chwila narażając się na skręcenie karku. Nakoniec zmęczony, bo to trwało parę godzin, strzeliłem do nich, może na jakie 250 metrów. Naturalnie po strzale z takiej odległości poleciały daleko, a ja z niczem powróciłem do domu.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/78
Ta strona została przepisana.