Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/88

Ta strona została przepisana.

W oddziale są przeważnie młodzi żołnierze, pierwszy raz tę drogę odbywający, ale jest też paru starszych, którzy już kilka razy tędy przechodzili. Zresztą ja sam dwa razy już tędy przechodziłem, nikomu więc do głowy nie przyszło, że można zbłądzić
Po przebyciu może jakich 15 kilometrów stajemy. Mały wypoczynek. Księżyc świeci, ale słabo. Rozglądam się na wszystkie strony. Mam jakieś przeczucie, że źle idziemy. Wołam dwóch starszych żołnierzy i pytam się, co o tem myślą. Odpowiadają mi: „Ależ nie, sierżancie, dobrze idziemy. Znamy doskonale tę drogę“.
Nic nie mówię, lecz jestem niespokoiny. Maszerujemy jeszcze z dobrą godzinę.
Teraz już jestem przekonany, że zbłądziliśmy, albowiem, po pierwsze, widzimy przed sobą step porośnięty alfą, a nigdy go przedtem, przechodząc tą drogą, nie widziałem. Po drugie, gdybyśmy szli dobrze, to już powinni nas dogonić żołnierze służby pociągowej, bo oni, na chłodzie, pewno kłusem jadą.
Przypominam sobie także, że na wschód z wielkiej odległości powinien się zarysować łańcuch gór Atlasu, a tymczasem nic nie widać.
Źle jest bardzo! Widzę, że to może katastrofą się zakończyć. Gdyby choć zdala można dojrzeć jakie „duary“, to jest namioty arab-