jadą przed nami, bo okazało się, że oni najlepiej umieją się orjentować.
W Géryville nic się nie zmieniło, Zastaję moich dobrych przyjaciół, a teraz kolegów, sierżantów: Augusta Andrego, Józefa Van Vina, Wrzoska i Tadeusza Brynka, z którymi się nie rozstanę aż do końca służby, t. j. 1876 roku.
Z oficerów prawie wszyscy są mi znani.
Służba tu nie tak bardzo ciężka. W okolicy jakoś spokojnie.
Raz na tydzień zjeżdżają się tu Arabowie. Czasami jest ich parę tysięcy. Sprzedają wełnę wielbłądzią, owczą, tytoń, daktyle; dostać także można u nich jaj strusich. W czasie tych jarmarków zawsze stoją pod bronią dwie kompanje.
Pozatem nudy tu okropne, a jedną z najprzykrzejszych rzeczy jest wiatr „siroko“, który często nas nawiedza. Wtedy zamknięci siedzimy w naszych lepiankach i czujemy literalnie brak powietrza. Oddycha się pyłem gorącym. Nos, uszy, jedzenie każde, choćby nie wiem jak starannie było przykryte, pełne jest tego pyłu.
Z nudów niektórzy oficerowie hodują tu rozmaite zwierzęta. Nasz komendant placu urządził sobie wielkim kosztem rodzaj ogrodu; ziemię zwiózł z dalekiej oazy, codziennie beczka-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/93
Ta strona została przepisana.