newrowania całą kompanją, jest bardzo wymagający, pozatem człowiek bardzo miły w obejściu.
Jeszcze kilka miesięcy upływa nam w Géryville i znowu powracamy do Saidy. Tym razem tę kilkodniową drogę odbywam o tyle dobrze, że jestem zdrów — i jadę z tą nadzieją, że to może już raz ostatni. I w Saidzie pobyt nie jest bardzo mity, ale zawsze tu choć trochę stykamy się z cywilizacją. Służba nasza jest tu bardzo lekka, a nadewszystko, że teraz mamy wygodne pomieszczenie, przytem każdy stęskniony za roślinnością, za drzewami, których tyle miesięcy nie widzieliśmy. Ostatnie lata służby przeszły mi głównie między Saidą a Tiaretem. Ostatnie leży w pasie napół żyznym; samo miasto nie wielkie, bo mury fortyfikacji rozszerzyć się nie dadzą, ale poza murami jest dosyć duże przedmieście europejskie. Jest tu także ładny kościółek w sylu romańskim. Bataljon, tutaj stojący, wysyła oddziały dla dozorowania więźniów wojskowych, tak zwanych Travaux publics, to znowu jako eskortę honorową Baszy-Agi w miejscowości Frendha. Po kilkomiesięcznym pobycie w Tiaret, pół kompanji mojej z porucznikiem de Porto-Carerro wyruszyliśmy tam także na trzymiesięczny pobyt.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/95
Ta strona została przepisana.