Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/99

Ta strona została przepisana.

na cynglu, czekam, aby się do mnie bokiem wykręciła. Szarpie psem tak silnie, że tylne kołki wyrwała przy tej robocie i wykręciła się bokiem. Dałem strzał: zawyła tylko przeraźliwie i poszła. Niepodobieństwo, żebym chybił z tak blizka; miałem ją doskonale na celu, a nie dalej było, jak ze 20 metrów.
Dziwiło mnie, że nie padła na miejscu.
Kilku żołnierzy na strzał wypadło z baraku: jeden przyniósł latarnię i zeszli na dół. Zaraz kilka kroków dalej znać było krew. Żołnierze pogonili za nią; za jakie pół godziny powrócili, wlokąc na sznurze hijenę. Miała bok na wylot przestrzelony, a jednakże poszła jeszcze z kilometr, żołnierze ją dopadli i szablami dobili.
Była to duża sztuka. Musiała być stara, bo przednie zęby były starte, pozostały tylko silne kły. Skóra była brzydka, w niektórych miejscach sierść wytarta, tak, że nie warto było wyprawić.


∗             ∗

Szybko minęły te trzy miesiące. Oddział żuawów przyszedł nas zastąpić. Na drugi dzień o 3-ej rano wyruszyliśmy przy pięknej pogodzie z powrotem do Tiaretu. Na drogę każdy żołnierz dostał od Baszy-Agi butelkę dobrego wina.
Nie zapomnę tego dnia, a to dlatego, że to była wigilja Bożego Narodzenia 1876-go roku.